Karl Gjellerup: ,,Młyn na wzgórzu” - recenzja

Zdjęcie gałęzi i liści buku

 

 

Karl Gjellerup - ,,Młyn na wzgórzu”


Bardzo lubię wydobywać na światło dzienne książki z nazwanej umownie przez siebie ,,zapomnianej półki”. Takim odkryciom towarzyszą zawsze dobre emocje, a jeśli któryś z utworów okaże się być wartościowy i uniwersalny w swym przekazie, czy też ujmujący pięknem języka, tym cenniejsza jest moja ,,zdobycz”, a rozczytywanie się w tak wysmakowanej i wysezonowanej literaturze to dla mnie wyborna uczta duchowa, na którą serdecznie zapraszam wszystkich miłośników książek.

Dziś prezentuję jedną z takich odkrywczych ,,perełek”.

Zarówno autor, jak i jego powieść to zgoła tajemniczy duet, warto więc na początku wprowadzić Czytelnika w przestrzeń życiową samego pisarza.

To duński Noblista z 1917r., Karl Gjellerup. Co ciekawe, w tym samym roku literackiego Nobla współdzielił on z innym rodakiem, Henrikiem Pontoppidanem, również mało znanym nam twórcą.

Karl, urodzony w II połowie XIX wieku w rodzinie pastora luterańskiego, ukończył studia teologiczne w Kopenhadze.

Jego poglądy, początkowo chrześcijańskie, z czasem ewoluowały. Najpierw pod wpływem teorii Darwina i krytyki Biblii określał siebie mianem ateisty, następnie zwrócił się w kierunku buddyzmu, by pod koniec życia powrócić do etyki chrześcijańskiej.

Karl, powieściopisarz, poeta i dramaturg, pisał nie tylko po duńsku, ale także po niemiecku. Późniejszą część swojego życia,  aż do śmierci, spędził w Dreźnie.

Fascynacje filozofią Schopenhauera, tragedią antyczną i klasyczną, teatrem Ibsena, niemieckim romantyzmem Goethego i Schillera, filozofią Kanta, znalazły odzwierciedlenie w jego różnorodnej twórczości. Choć ówczesni krytycy nie oceniali najwyżej jego dorobku, przyznano mu literackiego Nobla za ,,różnorodną twórczość poetycką i wzniosłe ideały”.

Przywiązany do historii ludów germańskich i folkloru duńskiej wsi, opublikował ok. 1900 r. swą pierwszą powieść psychologiczną pt. ,,Minna”, stanowiącą zaczątek napisanej kilka lat później książki pt. ,,Młyn na wzgórzu”.

Określany jako dramat miłosny, utwór ten to wciągająca opowieść psychologiczna z wątkami grozy, filozoficznych dociekań, osadzona w realiach duńskiej, XIX-wiecznej wsi, pełnej przesądów i zabobonów, które znakomicie współwybrzmiewają z głosem surowej i nieokiełznanej w swej istocie przyrody, której urok po mistrzowsku opisał autor.

Bogaty, stylowy język, znakomicie skonstruowana fabuła, wartka, trzymająca w napięciu akcja, ponadczasowe przesłania kuszą i zachęcają czytelnika do mentalnego przeniesienia się  na idylliczną, duńską wyspę Falster, by tutaj właśnie śledzić dramatyczne losy bohaterów książki.

W sielankowej wiosce, otoczonej zewsząd dziką przyrodą, mieszka główny bohater powieści, młynarz Jakub, wraz ze swoim 6-letnim synkiem. Jego życie zachwiało się w posadach, właśnie pochował swą ukochaną żonę Chrystynę, a w młynie młoda i piękna służąca Liza, której urokom mężczyzna nie potrafi się oprzeć, od dawna układa plan zawładnięcia sercem młynarza, by ostatecznie zostać jego prawowitą małżonką.

Liza to przebiegła i ambitna dziewczyna, pochodząca z biednej, kłusowniczej rodziny. Pragnie ona wykorzystać w życiu wszystkie szanse, jakie jej się nadarzają. Mocą swej seksualności i energią młodości wodzi ,,na pokuszenie” nie tylko gospodarza tajemniczego młyna, ale także dwóch jego parobków: wrażliwego i romantycznego Jorgena i zadziornego Larsa.

Rozum i serce Jakuba nieustannie wystawiają go na próbę.

Mając w pamięci obietnicę złożoną żonie na łożu śmierci, planuje ponowny ożenek, z rozsądną i dobroduszną Hanną, siostrą swego przyjaciela, leśniczego. Wie, że to Hanna byłaby najlepszą matką dla małego Janka, który jest ogromnie zżyty z parą z leśniczówki. Ale jest też i uczucie do Lizy i ogromna siła namiętności, której obawia się młynarz i dlatego niechętnie rozstaje się z synkiem, którego ,,używa” jak amuletu chroniącego przed mającym się wydarzyć fatum.

Choć gospodarz młyna na wzgórzu to człowiek opanowany, spokojnego usposobienia, wkrótce ulega uczuciom żarliwego pożądania, gdyż ,,młyn na wzgórzu pożądał wichru!, a obawiał się ciszy”.

,,A młyn - to była Liza”.

Od tej chwili losy Jakuba Clausena i jego bliskich potoczą się zgodnie z przeznaczeniem, w które on uwierzył, a do istnienia którego przekonali go bogobojni przyjaciele z leśniczówki.

Femme fatale w osobie Lizy splotła i zakończyła tę historię ze smutnym finałem. Wyrzuty sumienia młynarza spowodowane dokonanym czynem zaprowadziły go ostatecznie pod osąd wymiaru sprawiedliwości.

Była zbrodnia, musi być i kara. Nawet przyroda i zaświaty włączyły się w proces jej wymierzania, a młyn, który był niemym świadkiem dramatycznych, ociekających krwią wydarzeń, spłonął trawiony ogniem.

Ta ponad stuletnia opowieść wciąż pociąga Czytelnika swą aktualnością. W centrum wydarzeń pozostaje człowiek, uwikłany w swe ludzkie namiętności, pogrążony w żądzach i chciwości, pragnący tyleż samo miłości, co i zemsty z nienawiści. Żałujący swego czynu, z rozdartą duszą, poszukujący ukojenia i zadośćuczynienia, sam wymierzający sobie najwyższą karę. Człowiek poszukujący zrozumienia i oparcia w sile wyższej. Pytający: przypadek to czy przeznaczenie? Zabobonny, zagubiony, ale też i przekraczający granicę, pragnący lepszego za wszelką cenę. Więc człowiek autentyczny. I takich właśnie bohaterów dostarczył nam w swej powieści Karl Gjellerup.

Oprócz dramaturgii, naturalizmu i rzeczywistości metafizycznej w utworze nie brak miejsca na coś lżejszego i zabawnego.

Są tutaj nieco przerysowane sceny z groteskowymi, jakże pozytywnie ukazanymi postaciami, np. Smoka i jego matki, dziedziczki ze Smoczego Dworu.

Również zwierzęta i cała przyroda pełnią niebagatelną rolę, wpisując się w nastroje ludzi czy rozgrywające się wydarzenia.

Wiele miejsca poświęcił autor opisom życia i obyczajów małej społeczności, w której osadził akcję powieści. W tym znaczeniu można doszukać się pewnych analogii do ,,Chłopów” Reymonta. Uważny Czytelnik dostrzeże być może pewne podobieństwa do ,,Zbrodni i kary” czy nawet ,,Makbeta”.

Jest więc to powieść godna przeczytania, pod każdym względem. Język od pierwszej chwili niesie ze sobą pewien ładunek niepokoju, który udziela się czytającemu, przygotowując go na spotkanie z czymś mrocznym i fatalistycznym, czego nie sposób uniknąć. Te emocje są nieodłącznym elementem całości i tworzą osobliwą aurę utworu.

Zapraszam do niezwykłej literackiej przygody z wiekową, intrygującą, momentami mrożącą krew w żyłach historią, wykreowaną przez dawnego Noblistę.

 

Autorką recenzji jest p. Małgorzata Życińska.

Komentarze

  1. Pani Małgorzato, z całego serca dziękuję za tę recenzję! Podzielam Pani pasję odkrywania zapomnianych autorów. Taka lektura zawsze jest szczególnie satysfakcjonująca.
    Czytam Pontoppidana, podziwiam jego lekkie pióro, i od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem sięgnięcia po "Młyn na wzgórzu" Gjellerupa.
    Dawna wieś skandynawska ma w sobie moim zdaniem jakiś niezwykły urok. Niby podobna do naszej, a jakże mimo wszystko inna.
    Raz jeszcze pięknie dziękuję za wspaniałą recenzję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie dziękuję Pani Aniu:). Podzielam Pani zdanie o urokliwych, sielskich klimatach skandynawskiej prowincji. Tę samą magnetyczną siłę oddziaływania mają także moim zdaniem opisy surowych, zimowych scenerii, w których toczy się niespiesznie życie bohaterów literackich w innych skandynawskich lekturach.Tak, doprawdy jest w tym jakaś metafizyczność...bardzo lubię za to skandynawskich autorów. Obecnie pozostaję pod wpływem niedawnego Noblisty- Jonna Fossego i czytam, czytam..., myślę, że wkrótce podzielę się z Państwem moimi wrażeniami:)

      Usuń
    2. Opisy surowych, zimowych scenerii znajdują się w "Pałacu lodowym" Vesaasa, którego lekturę serdecznie polecam. :)
      Po Fossego jeszcze nie miałam okazji sięgnąć, ale z pewnością to uczynię. Tym bardziej niecierpliwie czekam na Pani opinię. :)

      Usuń
    3. ,, Pałac lodowy" przeczytalam, a jakże Pani Aniu:), piękna opowieść o dojrzewaniu i tajemnicy przemijania. I te opisy zimowe!. W pewnym sensie przypomina mi ,, Białość" Fossego, ale kiedyś o tym napiszę:)

      Usuń
  2. Czytałam kiedyś "Pielgrzyma Kamanitę" Gjellerupa i nie zdołałam dobrnąć do końca. Ale recenzja wskazuje na to, że "Młyn na wzgórzu" jest lekturą godną uwagi, więc chyba dam autorowi jeszcze jedną szansę. Bardzo dziękuję za ciekawą polecajkę. Recenzja jest świetna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję Pani Saro za opinię i podzielenie się Pani zdaniem na temat Gjellerupa. Nie czytałam,,Pielgrzyma Kamanity", jestem więc ciekawa tej książki, z pewnością po nią sięgnę:). A do przeczytania ,,Mlyna..." zachęcam Panią i życzę wielu dobrych wrażeń.

      Usuń
  3. DZIĘKUJĘ ZA RECENZJĘ. NIE ZNAŁAM DOTĄD TEGO AUTORA.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Pani Kasiu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz