Max Blecher: ,,Zabliźnione serca” - recenzja

Zdjęcie gałęzi i liści buku

 

 

Max Blecher - ,,Zabliźnione serca”


T. Mann - ,,Czarodziejska Góra”, Z. Nałkowska - ,,Choucas”, O. Tokarczuk - ,,Empuzjon”, a tym razem M. Blecher i ,,Zabliźnione serca”. Jakże podobne tematycznie, osadzone w sanatoryjnych realiach okresu międzywojennego w Europie powieści znakomitych autorów.

Trzy pierwsze mocno akcentują problematykę społeczną w kontekście historycznym, zaś ,,Zabliźnione serca” to bardzo osobista, pesymistyczna lektura, oparta o własne doświadczenia młodego pisarza, zmagającego się z nieuleczalną chorobą.

Max Blecher - rumuński pisarz pochodzenia żydowskiego miał zaledwie 19 lat i rozpoczął pierwszy rok studiów medycznych w Paryżu, gdy dowiedział się o śmiertelnej chorobie, którą była wówczas gruźlica kręgosłupa (choroba Potta). Po 10 latach zmagań i bólu Max zmarł mając zaledwie 29 lat.

Paradoksalnie to choroba wyzwoliła w tym młodym mężczyźnie potencjał twórczy, a jego krótkie życie zaowocowało nieliczną lecz jakże wymowną, do głębi przenikliwą i precyzyjną w ujmowaniu ludzkiej natury wobec cierpienia i śmierci literaturą wielkiego formatu.

Główny bohater powieści - Emanuel - świeżo upieczony student chemii w Paryżu, poznaje gorzką prawdę: jest chory na gruźlicę kręgosłupa.

Po licznych badaniach opisanych wnikliwie i sugestywnie przez autora, Emanuel trafia do nadmorskiego sanatorium w Berck.

Tutaj prawie wszyscy pacjenci są poddawani gipsowaniu chorych kości.

To samo spotyka młodego studenta. Założony gips uniemożliwia swobodne poruszanie się. Teraz więc Emanuel, podobnie jak inni chorzy na gruźlicę kości, spędza długie miesiące unieruchomiony, na leżąco, przemieszczając się po lecznicy w specjalnym wózku i będąc zdanym całkowicie na pomocnych mu ludzi.

Pensjonariusze muszą nauczyć się nowego życia, jakże odmiennego od tego, które wiedli dotychczas. Ale i w takim smutnym miejscu życie wciąż trwa. Tutaj nawiązuje się przyjaźnie, słucha muzyki, plotkuje, romansuje, uprawia fizyczną miłość, kocha i porzuca oraz odchodzi na zawsze.

Świat widziany oczami chorego jest niezwykle przejmujący i emocjonalny. W chorobie dochodzą do głosu także własne egoizmy, może bardziej niż u ludzi zdrowych, gdyż ciągłe obcowanie z własnym bólem zawęża postrzeganie świata odsuwając potrzeby innych na dalszy plan. To tak, jak zabliźniona rana, która staje się mniej czuła na dotyk aniżeli zdrowa tkanka. Podobnie jest z tymi, których choroba własna uczyniła mniej wrażliwymi na ból innych.

Nawet pacjenci, którzy wyzdrowieli, nie potrafią żyć jak zdrowi. Toteż często powracają oni do Berck, tutaj zaczynają budować  na nowo swoje życie, nadal odwiedzając sanatorium, w którym spędzili czas leczenia.

Tak ekstremalne doświadczenia ludzkie jak nieuleczalna choroba, śmierć współkuracjuszy, zostały w tej powieści zintegrowane jako składowa losu człowieka. A bohaterowie Bechera zdają się być niezwykle autentyczni pogrążając się w nieszczęściu i doświadczając nielicznych chwil radości w często groteskowy sposób.

Warto przeczytać tę smutną i poruszającą powieść jednego z najbardziej cierpiących pisarzy w historii literatury. Ciekawy styl, emocjonalny i wnikliwy język poruszający najczulsze struny ludzkiej duszy. Smutna, wzruszająca i piękna książka. Godna polecenia.

 

Autorką recenzji jest p. Małgorzata Życińska.

Komentarze

  1. Pani Małgorzato, bardzo dziękuję za recenzję, ale ja tym razem nie o niej.
    Chciałabym serdecznie podziękować za trud, jaki nieuniknienie wkłada Pani w pisanie dla nas. Domyślam się, że nie zawsze jest łatwo, i doceniam każdą recenzję. Ich czytanie zawsze jest wielką przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki Pani Saro! Pisanie recenzji wymaga oczywiście czasu i skupienia, ale jest także dużą przyjemnością dla mnie, zwłaszcza jeśli z tego płynie przyjemność dla Państwa, z czytania tego o czym piszę:)

      Usuń
  2. Przyłączam się do podziękowań. Muszę przyznać, że z trzech "powieści sanatoryjnych", które Pani wymienia, aż dwie przeczytałam dzięki recenzjom. Jedynie "Czarodziejską górę" odnalazłam sama. Choć właściwie nie powinnam pisać "jedynie", skoro to moja ukochana książka. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Pani Aniu! Miło mi, że książki, które rekomenduję są również dla Pani ciekawe i ważne. ,, Czarodziejska Góra" jest mi także bardzo bliska, choć o niej jeszcze nie napisalam:),

      Usuń
  3. Ja też najmocniej dziękuję. Którą z tych sanatoryjnych książek poleca Pani najbardziej? "Choucas" chyba jest najkrótsza, więc może najlepsza na początek?

    OdpowiedzUsuń
  4. ,,Choucas" mnie najbardziej się spodobała więc jak najbardziej polecam na początek Pani Kasiu:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz