Zofia Romanowiczowa - ,,Szklana kula”

Zdjęcie gałęzi i liści buku

 

Zofia Romanowiczowa -"Szklana kula"


Sięgnęłam po ,,Szklaną kulę” zaciekawiona wzmianką o niej w literaturze Józefa Wittlina. I nie zawiodłam się.

To niespełna 200-stronicowa lecz jakże treściwa i emocjonalna książka zapomnianej polskiej pisarki emigracyjnej - Zofii Romanowiczowej.

Urodzona w latach 20-tych XX wieku w Radomiu, Zofia, wówczas Górska, podczas wojny pomagała ojcu w konspiracyjnej działalności.

W 1941 r. została aresztowana, następnie torturowana, osądzona i skazana na śmierć. Przeszła przez piekło trzech obozów, z których najgorszym był Ravensbruck. Przeżyła. Po wojnie osiadła na emigracji we Francji, gdzie wspólnie z mężem prowadziła księgarnię i oficynę wydawniczą Libella, a później także galerię Lampert na Wyspie Św. Ludwika.

Była prozaiczką, poetką, tłumaczką, głównie średniowiecznych utworów prowansalskich. Otrzymała wiele emigracyjnych nagród literackich.

Pisała zawsze w kawiarni, zarówno w ciszy jak i w zgiełku.

Państwo Romanowiczowie odbierani byli jako ludzie wysokiej kultury osobistej, niezwykle życzliwi i sympatyczni.

Utwór ,,Szklana kula” został przygotowany do druku w Polsce, w 1964 roku, niestety, ówczesne władze wstrzymały jego wydanie.

Była to forma kary za dystrybuowanie przez Romanowiczów książek za żelazną kurtyną. By nie rozbudzać u obywateli polskich potrzeb czytania ,,zakazanych” książek, nie zezwolono na jej wydanie.

Ostatecznie powieść ukazała się we Francji, nakładem Wydawnictwa Libella. Dopiero po 57 latach książka doczekała się polskiego wydania przez PIW.

Napisana pięknym, poetyckim językiem historia oparta o wątki autobiograficzne samej autorki.

Główną bohaterką lektury jest Halina, której przygląda się narratorka, niejako z ukrycia, lecz niezwykle wnikliwie, po to, by możliwie najpełniej opisać jej losy.

Nie ma tutaj ciągłości zdarzeń, wątki mieszają się ze sobą, są poszatkowane i podzielone jak same dzieje Haliny. Narratorce towarzyszą silne emocje, które ,,zaczepiają” jej pamięć o różne miejsca i zdarzenia. Jak gdyby w momencie samej opowieści emocje nadawały jej bieg. Tylko na moment wzrok narratorki napotyka spojrzenie Haliny, kiedy ta pierwsza jest wywożona z Radomia wojskową ciężarówką. Ta druga zostaje. Tyle wystarczy, by połączyła je szczególna więź.

Jest między nimi integralność, ale i osobność.

To niejako pożegnanie autorki ( narratorki ) z tamtą sobą: radosną dziewczyną z Radomia, której wojna zabrała młodość i marzenia.

Patrząc niejako na siebie z dystansu, próbuje pozbierać rozbite życie, posklejać je z kawałków. Są wśród nich beztroskie lata dzieciństwa, miłość rodziny, sielskie życie w wiejskim domu dziadków.

Są dramatyczne obrazy wojny, utrata domu na wsi, śmierć najbliższych, własna choroba, która uwięzi Halinę w swym ciele.

W tej powieści nie tylko narratorka spogląda wszechwidzącym okiem na główną bohaterkę. Także Halina patrzy niejako wstecz na swoje jestestwo, które zmierza ku końcowi. Przed oczyma przewijają się obrazy z taśmy życia, a świat obecny dociera do niej przez szparę w oknie, zza szydełkowej firanki.

Zwrotnym gestem w życiu bohaterki  był moment ,,ofiarowania”, gdy trójkątne oko Boga, nieruchome, obejmowało spojrzeniem klęczącą w kościele Halinę.

Przyglądanie się sobie i światu wnikliwym okiem po to, by widzieć i wiedzieć, by się upewnić, by dostrzec to, co na pierwszy rzut jest niezauważalne, by przechować w pamięci, to istota powieści - pożegnania z miejscem dzieciństwa i młodości samej autorki. Ale także pożegnania z samą sobą sprzed lat.

Z wrażliwą, czasem lękliwą Haliną, która otrzymała w dzieciństwie przywilej zabawy szklaną kulą zawierającą w sobie idylliczny mikroświat, który przy najmniejszym poruszeniu kulą ulegał pomieszaniu i zniszczeniu, co wywoływało u dziewczynki ataki lęku.

Może bohaterka powieści pragnęła na zawsze pozostać w uporządkowanym, oswojonym, pięknym świecie dzieciństwa, które tak brutalnie zostało zmiecione przez wojnę?

Można przypuszczać, iż takie marzenia towarzyszyły samej Zofii Romanowiczowej. Ale i one zostały podeptane. Pozostały wspomnienia, tęsknoty, żal za utraconym, a sama powieść jest próbą zmierzenia się z utraconą młodością.

Piękny styl, dziś rzadko spotykany u pisarzy, ciekawa narracja, z akcentem na oko, które widzi, hołd złożony rodzinnemu miastu autorki, silna więź z przyrodą ożywioną i nieożywioną oraz sentyment do prostoty życia, to wszystko stanowi o wartości książki.

Mało znana, aczkolwiek wartościowa i oryginalna literatura.

 

Autorką recenzji jest p. Małgorzata Życińska.

Komentarze

  1. Bardzo dziękuję za tak piękną recenzję! Chętnie sięgnę po tę powieść. Dotąd o niej nie słyszałam, tym bardziej dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzień dobry! Pisze Pani, Pani Małgorzato, że natknęła się na wzmiankę o "Szklanej kuli" u Wittlina. To bardzo ciekawe... Czy mogłaby Pani napisać coś więcej?

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dziękuję. Cieszę się, że zainteresowałam Panią, Pani Aniu książką, polecam. A Pani Sarze spieszę z odpowiedzią. Tak się złożyło, że czytałam również eseje J.Wittlina zawarte w zbiorze, ,, Orfeusz w piekle XX wieku" i właśnie w jednym z nich autor napisał o Zofii Romanowiczowej i jej emigracyjnej twórczości, stąd właśnie moje zainteresowanie ta autorką. Polecam także eseje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powieści, opowiadania, eseje... Muszę wyznać, że tak rozległe zainteresowania literackie budzą mój podziw.

      Usuń
  4. I jeszcze poezja i felietony, ciekawe artykuły i opracowania, zawsze jest coś, co warto przeczytać. Niewątpliwie samo życie jest ważniejsze od czytania:), jednak literatura nadaje życiu pięknych barw i jest za darmo:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że ja jednak preferuję powieści (innego rodzaju literaturę czytam głównie celem dokształcenia się na potrzeby tego czy innego tłumaczenia), chociaż ostatnio pochłaniają mnie opowiadania, a w zeszłym roku przypomniałam sobie Ibsena... To prawda, literatura nadaje życiu pięknych barw. :)

      Usuń
  5. Cenię sobie pisarzy skandynawskich, zarówno klasyków jak i współczesnych autorów. Ten styl i język, często ,, surowy", a jednak głęboko zapadający w pamięć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy mogę prosić o podsunięcie jakichś - Pani zdaniem - godnych uwagi skandynawskich nazwisk bądź tytułów?

      Usuń
    2. Pani Saro, ze współczesnych skandynawskich autorów polecam sagę Roya Jacobsena: ,,Niewidzialni", ,,Białe morze", ,,Oczy z Riegela" i być może jest jeszcze czwarta część?, proszę sprawdzić czy w tej kolejności wymieniłam, nie jestem pewna:).Ciekawie pisze też Kristina Sandberg( o problemach społecznych Szwecji lat 40- tych i 50- tych XX w., trylogia o Mai: ,,Urodzić dziecko", ,,Być rodziną ",,,Żyć za wszelką cenę "), a z klasyków polecam: Selma Lagerlof- ,,Tętniące serce"(moją recenzję tej książki można znaleźć w poprzedniej zakładce,, O czym szeleszczą książki "). Oczywiście są także wybitne nazwiska, jak Ibsen czy Knut Hamsun.

      Usuń
    3. Dziękuję za tak wyczerpującą odpowiedź. Przypomniałam sobie ostatnio całą serię o Muminkach i nieśmiertelną Astrid Lindgren. Pozostałe nazwiska, z wyjątkiem Ibsena (i Augusta Strindberga, którego jednak nie zawsze łatwo znaleźć w bibliotekach), są dla mnie nowe. Selmę Lagerlof, mało oryginalnie, kojarzę głównie z "Cudowną podróżą". :)

      Usuń
    4. Recenzję "Tętniącego serca" chętnie sobie przypomnę. :)

      Usuń
    5. Dziękuję za przypomnienie znakomitej Astrid Lindgren, któż z nas nie uwielbiał Muminków, Pippi czy Dzieci z Bullerbyn?:). Podobnie jak Baśnie Andersena, ulubione lektury dzieciństwa, do których wracamy także jako dorośli . Pamiętam, że po odwiedzeniu domu- muzeum pisarza w Odense, po raz kolejny poczułam potrzebę sięgnięcia po jego baśnie. A co do Strindberga, to przeczytałam kiedyś jedną jego książkę, chyba był to zbiór dramatów, jednak wówczas odebrałam ją jako trudną, archaiczną językowo i stylistycznie. Być może warto wrócić kiedyś do tego sławnego pisarza?

      Usuń

Prześlij komentarz